Naturalna hydroponika – akwaponika
Wstępnie o akwaponice wspomniałem na stronach Wiki Energii Odnawialnej. Wcześniej nie jeden raz spotykałem się z tą ideą, z ideą jednoczesnego chowu ryb wraz z uprawą warzyw. Nie wie jednak z jakiego powodu nie przykuło to mojej szczególnej uwagi. Prawdziwą inspiracją do drążenia tego tematu był wpis Wojtka Majdy na blogu Pracowni Permakultury. Wtedy to zaczęło się czytanie, szukanie i…
I próba dostosowania tego sposobu uprawy i hodowli ryb na naszym rodzimym gruncie. Pierwsze moje wątpliwości pojawiły się dość szybko. Większość dostępnych na YT filmów to niestety opisy i wdrożenia idei akwaponiki na terenach o ciepłym klimacie. Pionierem tutaj jest chyba Australia (duże fora dyskusyjne Backyard Aquaponics oraz Murray Hallam’s Aquaponics Forum) . Działa im to rewelacyjnie. Problem jest w tym, że ich zima polega na tym, że czasami trzeba założyć skarpetki i bluzę, bo robi się „zimno”. Prym wśród hodowanych w akwaponice ryb wiedzie tilapia. W 10 miesięcy od zakupienia narybku nadaje się do spożycia. Problem w tym, że tilapia jako tropikalna ryba wymaga stale temperatury powyżej 20 stopni. Biorąc pod uwagę długość naszego okresu wegetacyjnego – jest to problem. Można owszem zimować naszą wodną „trzódkę” ale to – jestem pewien – przysporzy samych kłopotów. Jednym z głównych założeń akwaponiki jest intensywność produkcji. Do akwaponiki wybiera się ryby odporne na zagęszczenie (przerybienie w normalnych warunkach), odporne na braki tlenu, choroby. W naszym klimacie warunki spełnia tylko karaś. Niestety wartość karasia jako ryby „na stół” jest raczej przeciętna choć to smaczna ryba. Problem karasia polega na ogromnej ilości drobnych ości oraz tendencji do karłowacenia w nie dość sprzyjających warunkach. Niewątpliwym plusem karasia jest jego odporność. Jest w stanie żyć w mocno zeutrofizowanych zbiornikach gdzie inne gatunki nie dadzą sobie rady i na tym jak na razie rozpocznę moje eksperymenty z akwaponiką.
Mam w ogrodzie oczko wodne, cztery dorosłe karasie ozdobne + do tego masa tegorocznego narybku, ślimaki i cała reszta wodnego „życia”. Oczko pełni w ogrodzie centrum życia – poidełko dla okolicznych kotów, ptaków, pszczół, teren patrolowy ważek. Wiedzą o nim również żaby, które je odwiedzają. Oczko niestety wystawione jest na bezpośrednie działanie słońca – szybko się nagrzewa, wymaga dobrej filtracji i dbania o parametry wody (przede wszystkim o odpowiednie PH). Z racji dość zmiennych warunków – jest to dość chwiejny system. Założenia akwaponiki wykorzystam tutaj do dodatkowej filtracji wody. Taka nazwijmy to – oczkoponika ;). Ryb jeść nie będziemy – mają nadal cieszyć oko i być odskocznia, chwilą relaksu po ciężkim dniu pracy, będziemy się starać by było im dobrze, by woda była czysta. Zanieczyszczoną wodę użyjemy do uprawy warzyw. Nabyte tutaj doświadczenie mam zamiar użyć w późniejszym czasie do „prawdziwej” akwaponiki.
Złoże filtracyjne w którym będą rosnąć rośliny (z ang.: grow bed) pobierając z wody związki azotowe wypełnione jest w około 30-cm keramzytem. Do prób wybrałem najtańszy dostępny – budowlany – do dociepleń. Jest około 4x tańszy od ogrodniczego. Nie jest tak kształtny, tak „ładny” jak ten „ogrodniczy”, lecz spełnia pokładane w nim nadzieje. Ma bardzo dużą powierzchnię, na której mogą rozwijać się bakterie nitryfikacyjne. Na zdjęciach widać drobny żwir. Keramzyt który kupiłem był bardzo suchy. To materiał izolacyjny, wolno chłonie wodę. Te kilka cm żwiru na wierzchu ma dociążyć keramzyt by nie wypływał przy zalewaniu wodą z filtra.
Na środku pojemnika (mieszczącego około 50L keramzytu) zamontowałem syfon, którego zadaniem jest odprowadzenie całej wody w momencie, gdy poziom wody w pojemniku zacznie przekraczać odpowiedni poziom – ok 2cm poniżej poziomu „gruntu”. Cały „patent” polega na tym, by woda z substancjami odżywczymi powoli napełniała złoże (karmiąc bakterie które „przerobią” amoniak z rybich odchodów na azotany przyswajalne dla roślin), by w pewnym momencie mogła być szybko usunięta z powrotem do oczka. W ten sposób korzenie roślin cały czas są zwilżone, pobierają substancje odżywcze ale nie są zalane i mają dostęp do powietrza.
W moim pilotażowym złożu posiałem rzodkiewkę, wsadziłem dwa pędy pomidora i dwie sadzonki truskawek – obcięte z pędów bocznych, przybyszowych, rozłogów czy jak to się jeszcze inaczej nazywa. Jak na razie – pomidory nie zwiędły mimo upału, truskawki również. Po 2 dobach widać już listki rzodkiewki. Jeśli tempo będzie nadal takie duże – można spodziewać się na prawdę rewelacyjnych wyników.
To koniec w tym wpisie. Eksperyment trwa. Będę informował o postępach i zachęcam do zadawania pytań, dzielenia się uwagami. W miarę możliwości na wszystkie tutaj odpowiem.
Niby akwaponika opiera się na tym, że roślinkom dostarcza się na bieżąco wodę z akwa która jest JEDYNYM bio nawozem, wspaniałą odżywką. Moje pytanie brzmi: Skoro jest taka wspaniała, idealna jak czytam to czemu w innym miejscu w sieci widzę jak ludzie dodają a to żelazo a to sól epson a to algi i inne wynalazki? Oraz tłumaczą innym jak to niezbędne są te dodatki. Więc jak to jest w końcu? Ma taka roślinka wyhodowana bez sztucznych nawozów/dodatków w sobie komplet witamin i minerałów w optymalnej dawce czy nie ma? W końcu chodzi o nasze zdrowie przy takich uprawach więc to kluczowa sprawa. Inną sprawą są koszty utrzymania, które rosną gdy chcemy dodawać jakieś odżywki. Ja mieszkam przy ruchliwej ulicy więc tylko hodowla w domu a jeśli tak to oświetlenie i większe rachunki za prąd. Chyba że na parapecie ale to mini uprawa będzie.
Też jestem ciekawa odpowiedzi na powyższą pytanie. Artykuł brzmi zachęcająco jednak co z wartością odzywcza takich upraw/zawartością minerałów.