Bufor ciepła – rozważania
Od bardzo długiego czasu zastanawiam się jak to zrobić, by było dobrze. Oczywiście chodzi o budowę bufora ciepła, zwanego nieraz zasobnikiem ciepłej wody użytkowej, czy też po prostu „bojlerem”. Przeglądając przez te kilka lat różne rozwiązania znalazłem chyba odpowiednią dla mnie koncepcję. Nie mniej jednak, jak zwykle pojawiają się pewne wątpliwości…
Pomijając problemy czysto egzystencjalne (jak dotrwać do 1go czy 10go a może jeszcze dłużej) moją głowę zaprzątały ostatnio zagadnienia związane z buforem ciepła do moich kolektorów słonecznych – bez super wynalazków, bez pojemności rzędu 2000 litrów i ogrzewania podłogowego. Nie stać mnie na takie rozwiązania w niemal 100-letnim domu. Zakiełkował mi w głowie inny problem. Problem, który być może niepotrzebnie wyszukała sobie moja głowa to korozja zbiornika. Mój 300-litrowy zbiornik zakupiony za jedyne 150zł jest oczywiście używany, oraz… oczywiście prawie nie ma już warstwy ochronnej cynku (ba… powiem więcej, miejscami prawie ma taką warstwę ; ), prawie robi wielką różnicę…). Często na forach pojawia się problem „śmierdzącej wody” czy też „farbujących baniaków”. Długo się nad tym zastanawiałem, szukałem farb z atestem, żywic i tkanin do zbiorników… Być może zupełnie niepotrzebnie. Jak się okazuje, być może z pomocą przyjdzie mi paskudnie zmineralizowana woda w mojej studni (z jednej strony nie muszę kupować wody mineralnej, z drugiej są minusy – trzeba używać wszelkiej maści „zmiękczaczy” – zarówno do prania, jak i do kąpieli, czajniki zarastają w ekspresowym tempie, nie wiem co z woreczkiem żółciowym i nerkami. Z drugiej strony tej studni używali Świętej Pamięci Prababcia, Dziadkowie, Rodzice, teraz ja. Jak zawsze – problemy zdrowotne bywały, ale nigdy nie takie, które wskazywały by taką a nie inną wodę jako powód problemów).
Wracając do meritum. Doszedłem po wczorajszej małej awarii do pewnych wniosków (wodę na umycie się musiałem grzać w garnku na kuchence). Nie będę niczym zbiornika malować, cynkować itd. Postawiłem wodę i trochę „zaspałem” – gotowała się w nim jakieś 10-15 minut. Garnek około 5L na całym dnie miał biały osad, drobniejszy niż ten ze szlifowania gipsu na ścianie. Wodę (z tego, oraz 3 innych garnków) wlałem do wanny, rozcieńczyłem do odpowiedniej temperatury, poparzyłem sobie oczywiście tyłek, wychlapałem się. Opisywany czarny garnek po wyschnięciu na całej powierzchni był szary…
Tak sobie myślę, że skoro na czarnej emalii w tak krótkim czasie osadziło się tyle kamienia, że widać go w takiej ilości, to nie będę się „szczypać”. Nie będę niczym malować zbiornika, tylko po zainstalowaniu i ociepleniu postaram się w nim przez jakiś czas utrzymywać wysoką temperaturę. Zbiornik był już używany, jest trochę zakamieniony także powinno być łatwiej całkiem go „zakamienić” niż w nówce (kamień będzie miał gdzie narastać – każdy kto w podstawówce hodował kryształy soli wie o co chodzi). Ot po prostu przygotuje tyle drewna (a może kupię trochę węgla – na noc – żeby dłużej się paliło), żeby doprowadzić zawartość bufora do temperatury bliskiej wrzenia. Oczywiście w międzyczasie trzeba by używać tej ciepłej wody – po pierwsze szkoda by ją zmarnować, po drugie – zagrzana porcja wody po pewnym czasie „zrzuci” nadmiar minerałów, które osiądą na ścianach oraz dnie zbiornika. Trzeba by więc dostarczać nowych porcji „kamienia”, by zbiornik nie „farbował”.
Wpadłem również na pomysł zwiększenia wydajności instalacji kolektorów słonecznych. Niestety, jak zwykle okazało się, że najprawdopodobniej wykopałem wyważone już drzwi. Mój zbiornik ma mieć jakieś 300L. Miał bym możliwość dołożyć dodatkowy zbiornik o pojemności 140L. Zaświtał mi nowy pomysł. Nieraz używa się zawory mieszające zapobiegające na przykład poparzeniu. Z jednej strony zawór taki przyjmuje gorącą wodę, z drugiej zimną, a na wylocie dostajemy… wodę o temperaturze ustalonej wcześniej pokrętłem.
Pomysł jest prosty – gdyby tak podłączyć zamiast wody zimnej letnią – z drugiego, szeregowo podłączonego zbiornika? Plusy takiego rozwiązania są dla mnie oczywiste. Zużywamy więcej letniej wody niż gorącej do mieszania (ochładzając jednocześnie zbiornik – ograniczamy namnażanie się bakterii), dodatkowo taki wyziębiony zbiornik będzie w stanie odebrać resztki ciepła powracające z kolektorów z pierwszego zbiornika (duża różnica temperatur). „Powrót” w takim układzie (z dodatkowym zbiornikiem) będzie pewnie dużo chłodniejszy niż z jednym zbiornikiem – wzrośnie sprawność całego układu. Teoretycznie koszt takiej rozbudowy instalacji powinien być niewielki. W moim przypadku trzeba by tylko „wkręcić” miedzianą wężownicę w miejscu, gdzie przewidziane jest zamontowanie grzałki elektrycznej. Dodatkowo w tym szeregowo dołączonym zbiorniku można by przewidzieć miejsce na zamontowanie małej, samodzielnie wykonanej pompy ciepła na bazie sprężarki z dużej zamrażarki. Powyżej opisany pomysł można by jeszcze bardziej rozwinąć – trzy zbiorniki, o zróżnicowanej temperaturze. Pierwszy z nich o najwyższej temperaturze – źródło gorącej wody dla zaworu mieszającego, dwa pozostałe, „spięte” zaworem mieszającym – źródłem „zimnej” wody dla pierwszego zbiornika. Różnych kombinacji jest bardzo wiele. Oczywiście trzeba to przetestować u siebie, w danych warunkach, przekalkulować. Ja mam dodatkowy zbiornik do prób, czytelnik nie koniecznie. Nie ma sensu „pakować” się w koszty. Czy opłaca się takie rozwiązanie? Nie wiem jeszcze. Na pewno napiszę tutaj o efektach…